czwartek, 27 lutego 2014

To właśnie jeden z tych dni o których marzę tygodniami. Wstaję rano w totalną niechęcią do czegokolwiek, ale staram się jak najszybciej wydostać z wyjątkowo wygodnego dzisiaj łóżka i pierwsze co zaglądam do kalendarza. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Gdy już dowiaduję się ile mam do zrobienia biegnę do kuchni zrobić sobie najpyszniejszą kawę i najlepsze śniadanie świata. Po skończeniu nie zostaje mi czasu na wiele więcej dlatego też jem je jednocześnie robiąc makijaż, wybierając ubrania z szafy, dodatkowo włączając prostownicę i pakując rzeczy do torby. Coraz częściej siebie zaskakuje. W radiu leci ulubiona piosenka więc zdecydowanie nie powstrzymuję się od najgłupszego tańca świata, ale to właśnie takie chwile sprawiają, że staję się z dnia na dzień bardziej szczęśliwa. Gdy już kończę wszystko zastanawiam się jaki środek transportu wybrać. Mimo, że pogoda nie jest najlepsza wybieram mojego kochanego rumaka. Był ze mną w tylu miejscach i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś mogło go zabraknąć. Wsiadam na niego i już czuję ten wiatr we włosach, który aż wywołuje na mnie dreszcze. Czuję się cudownie. Zdecydowanie za szybko docieram na uczelnię i znowu czuję, że moje życie jest takie szalone. Gdzie się nie obejrzę coś się dzieje chociaż ostatnio zdecydowanie częściej wybieram samotność - "To nie aspołeczne zachowanie. Po prostu nie lubię tracić czasu z głupkami". Zajęcia mijają zdecydowanie zbyt wolno na szczęście 3-godzinna przerwa pozwala mi na chwilę odetchnąć jednak tylko teoretycznie. W końcu dzisiaj jest dzień, w którym nie ma czasu na odpoczynek. Notatki walają się wszędzie, torba wypełniona po brzegi książkami i zeszytami, a ja latam po wydziałach i próbuję załatwić zdecydowanie najłatwiejszą rzecz na świecie - wydrukować podanie. Jednak wyobraźcie sobie, że w żadnej bibliotece wydziałowej nie było to możliwe. A myślałam, ze tak właśnie z mniejsze sobie trochę zadań. No, ale jak szaleć to szaleć. Przynajmniej pozwiedzałam sobie swoje kochane, najnudniejsze miasto na świecie. Przynajmniej zrzucę trochę cudownego ciałka, żeby potem z powrotem przybrać jedząc pyszne donuty. Z tej złości, którą napawam do wszystkich, którzy zakłócili moje dzisiejsze plany musiałam jakoś poprawić sobie humor. Dzień zleciał tak szybko jak sobie wymarzyłam. Ani jednej chwili na myślenie. Chciałabym tak codziennie. W końcu wróciłam do domu i szczęśliwie zmęczona mogę zatopić się w ciepłej pościeli z kubkiem herbaty w ręku i niestety nie książką tylko notatkami. Ale i tak najważniejsze, że jestem szczęśliwa. Bo grunt to akceptować siebie i być zadowolonym ze swojego życia, c'nie? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz