niedziela, 19 lipca 2015

         ... 
 
   Po dlugim czasie pròbujesz ogarnąć swoją przeszłość. Po długim przeanalizowaniu dochodzisz do wniosku, że to totalnie nie ma sensu. Analizując natomiast teraźniejszość wysuwasz wnioski, że kurde jesteś najszczęśliwszą osobą na świecie.


    Wstaje rano i znowu czuje, że zdecydowanie za dużo godzin pracuję na wysokich obrotach. Ale jest coś co mi daje energie na jeszcze więcej - to on. Poznany przypadkowo, niespodziewanie, niezaplanowany. To on. Daje mi miłość większą niż wszystkie dobrocie razem. Daje mi szczęście, które należy się każdemu. Jest takim światełkiem w ciemnym tunelu. Gwiazdą na zachmurzonym niebie. Słońcem w burzowy dzień. Jest po prostu miłością mojego życia.
 
  Dziękuję Ci za ten cudowny, wspólnie spędzony rok.
Kocham Cie ! 


poniedziałek, 21 kwietnia 2014



   Masz czasami tak, że mimo wszystkiego co zdarzyło się złego w Twoim życiu, o czym nie możesz zapomnieć i analizujesz każdego dnia z jeszcze większą dokładnością jednak jesteś szczęśliwa, że nie skończyło się to inaczej? Ja właśnie tak mam. Po raz pierwszy od dawna jestem dumna z siebie i ze swojej siły jaką się wykazałam. Z dystansem podchodzę do tego co było. Nie będę się przejmować tylko dlatego, że nie wyszło. Najwidoczniej tak miało być i nie jest warte tego bym traciła na to czas. Trzeba iść do przodu!
  Budzik zadzwonił jak zawsze zdecydowanie za wcześnie.. Poprzedniego dnia wieczorem znowu nie mogłam oderwać się od książki i zasnęłam w połowie rozdziału ze zmęczenia. Alarm dzwoni już kolejny raz więc w końcu pora wstać. Osoba w moich snach i tak nie jest warta bym poświęcała jej moje myśli nawet w ten sposób. Uwielbiam planować sobie dzień, ale poranek to zdecydowanie katastrofa. Moje łózko najwygodniejsze jest pół godziny przed odjazdem autobusu i nic nie potrafię na to poradzić. Zbieram się jednak i uporządkowuje wszystko wokół siebie. Kawa jest w tym momencie najlepszym pomysłem więc szybko schodzę na dół i włączam wodę. Jednak wolę nie ryzykować i szykuję ją do mojego szczęśliwego kubka. Każda pomoc jest przydatna chociaż jestem zdania, że czy będę miała szczęście czy nie zależy tylko od mojego nastawienia. A ostatnio jest ono zdecydowanie coraz lepsze. Gdy kawa jest już gotowa  pędzę do łazienki żeby się orzeźwić jednak zapach, który unosi się w kuchni zatrzymuje mnie w niej na kolejne 5 minut. W końcu poważnie spóźniona pędzę na górę i jedyne na co mam czas to ubrać swój standardowy strój na każdą okazję.... mój kochany dres. No, przynajmniej będę mogła później od razu iść pobiegać. Zawsze trzeba doszukiwać się plusów.Sprawdzam zawartość torebki i jedyne czego mi w niej brakuje to... wszystkiego. Wrzucam wszystko co mam na biurku czyli zdecydowanie cały mój pokój z pewnością niemal stu procentową, że nie ma tam połowy rzeczy, które są mi dzisiaj potrzebne. Wybiegając z domu zerkam do lustra. Mam na sobie dres, moje włosy to z pewnością artystyczny nieład, torebka wypchana jest masą niepotrzebnych rzeczy, a w rękę parzy mnie kawa, której unoszący się wokół aromat może wywołać bóle głowy. Jednak wiecie co? Czuję się najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiecie dlaczego? Bo nie jestem taka jak wszyscy by chcieli i akceptuje siebie samą. Maluję usta szminką mimo, że jak ktoś powiedział tylko zakrywa to moje cudowne usta, ubieram luźne ubrania mimo, że powinnam podkreślać moją figurę, nosze obcasy gdy tylko mam na to ochotę mimo, że jestem wysoka, robię mnóstwo innych rzeczy, których inni mi odradzają. I właśnie dlatego czuję się szczęśliwa... I dlatego ten dzień właśnie będzie szczęśliwy. I każdy następny tak samo. Dlatego, że ja mówię, że będzie mimo, że inni są pewno, że tak się nie stanie!

czwartek, 10 kwietnia 2014



    Czasami trzeba wrócić do czegoś co było w naszym życiu rzeczą najważniejszą by dowiedzieć się, że to już nas nie dotyczy. Uświadomić sobie, że to już minęło i w końcu jesteśmy wolni, że coś co kiedyś kosztowało nas wiele bólu, cierpienia i złudnych nadziei w końcu dało nam spokój. Teraz wstaję każdego ranka i mimo, ze czegoś mi brakuje czuję się na prawdę szczęśliwa.

   Mimo, że przespałam sporą część doby dalej czułam się zmęczona, bez sił na cokolwiek, bez nadziei. Deszcz za oknem jeszcze bardziej dopełniał nie do opisania pustkę, a każda kropla, która obijała się o szybę sprawiała ból. Wstałam mimo, że ciało wewnętrznie odmawiało całkowicie posłuszeństwa, a widok w lustrze odpychał i sprawiał, że nie chciałam nawet oddychać. Po wielu próbach zdołałam wziąć się chociaż minimalnie w garść. Zeszłam do pokoju i patrząc na lodówkę automatycznie zwróciłam wszystko co zjadłam przez ostatnie 2 dni. Planowany szybki prysznic przerodził się w długą i najcudowniejszą kąpiel. Od razu wróciło mi trochę wiary. Wracając do pokoju zmusiłam się do wypicia kawy, która sprawiła, że świat stał się jednak jeszcze bardziej wyraźny. Chodząc nago po domu próbowałam zrozumieć co się ze mną dzieje. Zdecydowanie jednak nie było to ani łatwe ani potrzebne. W sypialni zarzuciłam na siebie koc i wyszłam na podwórko. Usiadłam wygodnie na kanapie, która była zdecydowanie najlepszą decyzją ostatnich dni. Mogłam czuć się jak we własnym łóżku, a jednocześnie łączyć się z przyrodą. Włączyłam komputer i zaczęłam po prostu pisać. Przelewałam wszystkie myśli przez klawiaturę i czułam, że po prostu wszystko się ze mnie nagle wylewa. Nawet nie zauważyłam jak dzień dobiegł w zasadzie końca. Przesiedziałam około 8 godzin wylewając z siebie wszystko co czułam. I w tej ostatniej chwili czułam się już całkowicie pusta. Zrzuciłam wszystko co mnie ograniczało, co sprawiało, że dystans przeradzał się w obsesję. Żołądek zdecydowanie odmówił kontaktu ze mną i nie dawał o sobie znaku. I tak było mi to nie potrzebne. Wstałam, zdjęłam z siebie kolejne ograniczenie. Naga i wolna zasnęłam czując, że nic mnie już nie zniszczy. Czułam siłę.

poniedziałek, 31 marca 2014

wtorek, 18 marca 2014



    Dziękuję za każdy płacz, który dał mi siłę. Dziękuję za każdy ból, który uodparnia mnie na każdy następny. Dziękuję za każde słowo, które nauczyło mnie myśleć. Dziękuję za każdy gest, który nauczył mnie wierzyć.

    Słońce za oknem zachęcało zdecydowanie do tego, żeby zrobić coś pożytecznego, zrobić coś dla siebie. Miałam pełno energii, żeby wziąć w końcu życie w swoje ręce. Wstałam i bez zastanawiania się, bez myślenia postanowiłam zrobić rzeczy, których wcześniej albo się bałam albo zwyczajnie byłam sceptycznie nastawiona albo lenistwo brało górę. Ubrałam się w rzeczy wygrzebane z dna szafy, które zawsze odrzucałam bo wstydziłam się reakcji ludzi. Teraz totalnie mi to przestało przeszkadzać. Nie interesuje mnie co pomyślą bo liczy się to co ja czuję i to czy ja się sobie podobam. Pierwsze co zjadłam najbardziej kaloryczne ale moje wymarzone śniadanie. Wrzuciłam na rozgrzaną patelnie kawałki boczku, do garnka fasolkę, a trzecią i czwartą ręką zrobiłam sobie grzanki i kawę. Cudowne śniadanie. Zjadłam je przeżuwając miliony razy żeby chociaż o połowę zmniejszyć jego wpływ na mój żołądek. Kolejne 45 minut spędziłam na robieniu makijażu. Kolejne na układanie włosów, które ostatecznie i tak wyszły jako nieład. Ale artystyczny nieład. Założyłam najwygodniejsze buty czyli rozwalające się filetowe conversy, z którymi nie potrafię się za nic rozstać. W ostatniej chwili złapałam okulary i słuchawki i ruszyłam przed siebie. Moje nogi były "głodne" podróży. Pierwsze co poszłam do biblioteki i wypożyczyłam najgrubszy kryminał jaki znalazłam, a ku mojej uciesze była to książka, którą zawsze chciałam przeczytać, ale zniechęcała mnie ta tysięczno-stronnicowa kobyła. Teraz byłam takich wielbicielką. Wyszłam z jeszcze większym uśmiechem na twarzy i skierowałam się do lodziarni na największy puchar pistacjowo-bananowych lodów. Mój portfel dziwnym trafem od jakiegoś czasu ukazywał na prawdę satysfakcjonującą zawartość i wpadłam na dziwny pomysł. Mimo odrzucającego widoku Dworca Głównego, który jest akurat w remoncie weszłam tam jakbym znalazła się nagle w najpiękniejszym ogrodzie świata. Skierowałam się do opustoszałej kasy i kupiłam bilet w dowolne miejsce. Wsiadłam do pociągu i nawet nie zdałam sobie sprawy jak szybko cudowne widoki zaniosły mnie na drugi koniec Polski. Wysiadłam i pogoda jak gdyby stała się jeszcze piękniejsza. Czułam się, że tutaj właśnie miałam się znaleźć. Tuż obok mnie wzrok przyciągała malutka kwiaciarnia z milionem tulipanów na wystawie. Bez wahania weszłam i kupiłam wielki bukiet najpiękniejszych fioletowych tulipanów jakie widziałam. Nogi nosiły mnie po wszystkich miejscach wartych zobaczenia aż zmęczona wróciłam do domu. Obudziłam się kolejnego dnia i poczułam, że coś się zmieniło. Nie jestem już sobą sprzed kilku dni. Jestem w końcu prawdziwą sobą. Wstałam, a na biurku leżał mój piękny bukiet i wspomnienia wczorajszego dnia wróciły jak strzała. Wiedziałam, ze dzisiejszy dzień będzie jeszcze piękniejszy...

niedziela, 16 marca 2014

czwartek, 13 marca 2014

Dzień płynie dość spokojnie, aż chyba za spokojnie. Uczelnia wysysa ze mnie całą energię, ale kawa z automatu minimalnie ją przywraca. Otwarte okno pozwala żeby świeże powietrze pobudziło trochę nasze zmęczone dusze. Ptaki za oknem ćwierkają, na każdym kroku czuć wiosnę, która powoli budzi wszystko do życia. Dzień pozwala wstać z uśmiechem i z radością przejść przez męczące godziny. Wyszłam z uczelni, poszłam do domu przebrać się w wygodne dresy i ruszyłam w miasto. Z ulubioną książką, ciepłym kocem i rowerem ruszyłam w stronę miasta. Skręciłam do parku i weszłam do świata spokoju, harmonii i śpiewu ptaków, który pozwalał zapomnieć o wszystkich problemach. Przejechałam dość długą trasę upajając się lekkim wiaterkiem i dojechałam do zupełnie pustego, odludnionego od zawsze miejsca. Byłam tylko ja i moje myśli. Położyłam się na mokrej jeszcze trawie i wiedziałam, ze mogłabym spędzić tak cały dzień. Totalnie oderwałam się od świata i od niechcianych wspomnień. Zaczęłam myśleć o swojej przyszłości. O tym co na prawdę chcę robić i czy to co robię teraz jest faktycznie odpowiednie. Ułożyłam w głowie pewien plan, który mam nadzieje, że kiedyś w końcu zrealizuje. Długo dochodziłam do tego żeby w końcu dążyć do tego czego na prawdę pragnę. Czuję, że powoli nadchodzi ten czas, że rzucę to wszystko i pójdę w swoją stronę, w stronę swojego spełnienia. Z marzeń "wybudził" mnie jednak lekki deszczyk, którego krople delikatnie otulały moją twarz. Wstałam i ruszyłam w stronę uczelni. Czekają mnie jeszcze jedne zajęcia. I koniec uczelni. Nie tędy droga..