wtorek, 18 marca 2014



    Dziękuję za każdy płacz, który dał mi siłę. Dziękuję za każdy ból, który uodparnia mnie na każdy następny. Dziękuję za każde słowo, które nauczyło mnie myśleć. Dziękuję za każdy gest, który nauczył mnie wierzyć.

    Słońce za oknem zachęcało zdecydowanie do tego, żeby zrobić coś pożytecznego, zrobić coś dla siebie. Miałam pełno energii, żeby wziąć w końcu życie w swoje ręce. Wstałam i bez zastanawiania się, bez myślenia postanowiłam zrobić rzeczy, których wcześniej albo się bałam albo zwyczajnie byłam sceptycznie nastawiona albo lenistwo brało górę. Ubrałam się w rzeczy wygrzebane z dna szafy, które zawsze odrzucałam bo wstydziłam się reakcji ludzi. Teraz totalnie mi to przestało przeszkadzać. Nie interesuje mnie co pomyślą bo liczy się to co ja czuję i to czy ja się sobie podobam. Pierwsze co zjadłam najbardziej kaloryczne ale moje wymarzone śniadanie. Wrzuciłam na rozgrzaną patelnie kawałki boczku, do garnka fasolkę, a trzecią i czwartą ręką zrobiłam sobie grzanki i kawę. Cudowne śniadanie. Zjadłam je przeżuwając miliony razy żeby chociaż o połowę zmniejszyć jego wpływ na mój żołądek. Kolejne 45 minut spędziłam na robieniu makijażu. Kolejne na układanie włosów, które ostatecznie i tak wyszły jako nieład. Ale artystyczny nieład. Założyłam najwygodniejsze buty czyli rozwalające się filetowe conversy, z którymi nie potrafię się za nic rozstać. W ostatniej chwili złapałam okulary i słuchawki i ruszyłam przed siebie. Moje nogi były "głodne" podróży. Pierwsze co poszłam do biblioteki i wypożyczyłam najgrubszy kryminał jaki znalazłam, a ku mojej uciesze była to książka, którą zawsze chciałam przeczytać, ale zniechęcała mnie ta tysięczno-stronnicowa kobyła. Teraz byłam takich wielbicielką. Wyszłam z jeszcze większym uśmiechem na twarzy i skierowałam się do lodziarni na największy puchar pistacjowo-bananowych lodów. Mój portfel dziwnym trafem od jakiegoś czasu ukazywał na prawdę satysfakcjonującą zawartość i wpadłam na dziwny pomysł. Mimo odrzucającego widoku Dworca Głównego, który jest akurat w remoncie weszłam tam jakbym znalazła się nagle w najpiękniejszym ogrodzie świata. Skierowałam się do opustoszałej kasy i kupiłam bilet w dowolne miejsce. Wsiadłam do pociągu i nawet nie zdałam sobie sprawy jak szybko cudowne widoki zaniosły mnie na drugi koniec Polski. Wysiadłam i pogoda jak gdyby stała się jeszcze piękniejsza. Czułam się, że tutaj właśnie miałam się znaleźć. Tuż obok mnie wzrok przyciągała malutka kwiaciarnia z milionem tulipanów na wystawie. Bez wahania weszłam i kupiłam wielki bukiet najpiękniejszych fioletowych tulipanów jakie widziałam. Nogi nosiły mnie po wszystkich miejscach wartych zobaczenia aż zmęczona wróciłam do domu. Obudziłam się kolejnego dnia i poczułam, że coś się zmieniło. Nie jestem już sobą sprzed kilku dni. Jestem w końcu prawdziwą sobą. Wstałam, a na biurku leżał mój piękny bukiet i wspomnienia wczorajszego dnia wróciły jak strzała. Wiedziałam, ze dzisiejszy dzień będzie jeszcze piękniejszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz