środa, 5 lutego 2014


  Jak każdego dnia wstaję i biegam po mieszkaniu jak szalona bo oczywiście nic nowego - jestem spóźniona. Zakładam na siebie najwygodniejszy kostium świata i zbiegam do łazienki by umyć zęby. Bez tego nigdy nie wyszłabym z domu. Chociaż z jednej strony najważniejsze jest dla mnie by zdążyć na czas tam gdzie powinnam być to sorry, ale z nieświeżym oddechem nie przetrwałabym ani minuty. Jest to dla mnie zbyt krępujące. Ponieważ robię to pośpiesznie i z pewnością nie dokładnie wkładam jeszcze do ust dwie gumy do żucia, które zawsze mam przy sobie. Od razu lepiej. W biegu nalewam do ulubionego niebieskiego kubka wrzącą kawę, łapię za ramoneskę, zakładam adidasy i zamykając drzwi sprawdzam czy wzięłam wszystkie notatki na dzisiejsze zajęcia. Wszystko na szczęście jest. Co ja bym zrobiła gdybym dzień wcześniej sobie wszystkiego nie przygotowywała? Może jest dla mnie cień nadziei. Kolejnym moim szczęściem jest mój kochany Pan Kierowca, który czeka na mnie gdy nie ma mnie na przystanku, a powinnam na nim być. Co ja bym zrobiła bez takich dobrych ludzi. Wsiadam do autobusu, który tylko jeszcze przez chwile będzie cały dla mnie. Zaraz powsiadają do niego nieznośne, hałaśliwe dzieciaki, starsze panie myślące tylko o tym by o kimś poplotkować.Niestety zawsze jednak znajdzie się ktoś chętny. Wykorzystuję więc tą chwilę i znajduję najodpowiedniejsze miejsce to mojej długiej podróży. Siadam i upijam łyk kawy. Cholera! Zapomniałam dodać cukru. Chociaż ograniczam go wszędzie gdzie się da kawy bez cukru nie wypiłabym nigdy. Niestety teraz muszę zrobić wyjątek. Przecież nie chcę na zajęciach zasnąć. Ale wpadam na pomysł! W dostarczeniem cukru ratuje mnie Pan Zbyszek Kierowca. On jest na prawdę taki kochany. Ma 60 lat i niedawno stracił córkę w wypadku samochodowym. Nie wiem czy kiedykolwiek zdecyduję się wsiąść na dobre za kierownicę bo nigdy nie czułam się bezpiecznie w tej roli. Nie wiem czy przez tą sytuację czy po prostu taki jest, ale to najmilszy człowiek pod słońcem. Zawsze uśmiechnięty, szczery, radosny mimo wszelkich kłopotów. Dziękuję mu i wracam na miejsce pod pretekstem nauki. Bardzo chętnie bym z nim porozmawiała, ale muszę przecież zdać ten cholerny egzamin, który zaraz mnie czeka. Nigdy nie lubiłam się uczyć bo wiedza wchodziła mi do głowy bardzo opornie. Czasami tęsknie za dniami gdzie od rana do nocy rozwiązywałam zadania z matematyki albo dosłownie wbijałam do głowy pojęcia z zakresu kultury starożytnej. Wyciągam notatki i próbuję przypomnieć sobie to czego uczyłam się wczoraj. Nie jest tak źle. Może jakoś pójdzie. Moja podróż dobiega końca więc wysiadam i grzebiąc w wielkiej, damskiej torebce jak to zawsze bywa nie mogę nic znaleźć. Nie bez powodu jednak bo w tym chaosie zostawiłam na biurku papierosy. Tak bardzo chciałabym oduczyć się ich palić, ale one mnie uspokajają. Dziwne.. Wstępuję więc po drodze do sklepu i kupuję to świństwo. Całe szczęście mają mój rodzaj bo tutaj rzadko się to zdarza, a ja tak nie lubię palić innych. Przyzwyczaiłam się. Mam dużo takich przyzwyczajeń. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale przynajmniej moje. Kolejnym takim jest miejsce. Idę więc na murek za moją uczelnią i siadam na ławce. Zerkam na zegarek, którego nie ściągnęłam z nadgarstka chyba jeszcze nigdy. Jest drobny, delikatny, kolorowy i może trochę dziecinny, ale za to go lubię. Godzina jest jeszcze wczesna więc powoli palę papierosa i z głową w górze wypuszczam dym upajając się zimowym słońcem. Jest tak cudownie. Szukam w torbie telefonu bo równie dobrze go też mogłam zostawić w domu. On chyba specjalnie ode mnie ucieka bo nigdy go przy sobie nie mam. Zawsze gdy go potrzebuje musi mi się gdzieś schować. Matko! 5 nieodebranych połączeń i 6 wiadomości. Od wczoraj chyba do niego nie zerkałam. Gdy widzę od kogo aż duszę się dymem papierosowym, a łzy automatycznie napływają mi do oczu. Rozlewam na siebie kawę, że aż jęczę z bólu. Nadal była gorąca. Totalnie mnie zatyka. I taka już jestem do końca dnia. Czego on ode mnie chce? Po 2 miesiącach? Czego?

1 komentarz: