niedziela, 2 lutego 2014


  Wstaję rano i niezależnie od wszystkiego uśmiecham się do siebie bo wierzę głęboko, że to recepta na udany dzień. Otwieram okno i upajam się widokiem.. Czy deszcz czy słońce staram się zobaczyć pozytywy. Dopijam wczorajszą herbatę pośpiesznie ubierając znowu ulubione dresy. Nie wiem czemu ale byłabym w stanie kupić sobie kilka takich samych byleby mieć je codziennie na sobie, czuję się w nich jak przysłowiowa ryba w wodzie: szare spodnie dresowe i czarna koszulka to zestaw bez którego nie ruszyłabym się nigdzie. Gdyby nie wymogi nosiłabym je na okrągło: na uczelnię, do sklepu, do biblioteki, na zakupy. Jednak bycie kobietą do czegoś zobowiązuje więc przed wyjściem na uczelnie otwieram szafę, w której wbrew pozorom mam więcej ubrań niż można pomyśleć. Zazwyczaj jednak ubieram się podobnie. Uwielbiam proste, klasyczne stroje, ale nie brakuje mi modowych trików. Szczerze? Kocham modę chociaż może nie widać tego po moich dresach. Zakładam na siebie proste, czarne, przylegające spodnie, szarą, rozmiar za dużą koszulkę i kochaną ramoneskę. Lubię czuć się swobodnie. Z butami i dodatkami jest jednak o wiele gorzej. Mam mnóstwo butów, na każdą okazję, każdą pogodę. Klasycznie wybieram wygodne baleriny i jak zawsze mój kochany złoty łańcuszek. Z torebką nie mam problemu, pomimo dużego wyboru łapię za starą, skórzaną torbę na długich ramiączkach, którą dostałam od babci. Oby nigdy mi się nie zniszczyła. Wychodzę ze swojego pokoju i zmierzam w poszukiwaniu pożywienia. Zawsze mam z tym problem. Chociaż lodówka pełna to z reguły albo wybieram to samo co każdego dnia albo nic bo nie mogę się na nic zdecydować.  Także często wychodzę z domu bez śniadania. Ratuje mnie jednak sklep, który mam koło uczelni. Nawet jeśli zjem śniadanie śniadanie i tak wpadam chociaż po to by kupić sok pomarańczowy. Mam świra na punkcie witamin. Ale to chyba dobrze. W ogóle jestem trochę ześwirowana. Ale tego się jeszcze dowiecie. W domu, w pośpiechu wpadam do łazienki i zaczynam codzienny higieniczny rytuał. Na końcu spinam szybko włosy w koński ogon bo na nic więcej mi nie starcza czasu. Mam to już tak opanowane, że mogłabym to robić nawet w biegu. Na chwilę zatrzymuję czas by przypatrzeć się w lustrze. Kolejne zboczenie: lubię na siebie patrzeć. Jestem taka zwyczajna i bardzo mi się to podoba. Jak zwykle wybiegam, a ponieważ jest śliczna pogoda wsiadam na swojego miętowego rumaka, torbę wrzucam do białego, wiklinowego koszyka i ruszam podbijać świat. Inaczej jadę dowiedzieć się rzeczy, które wcale mnie nie interesują. Chciałabym dowiedzieć się w końcu do czego zostałam stworzona. Obowiązkowo zakładam na uszy słuchawki, puszczam ulubioną muzykę i odpływam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz